Jej oczom ukazała się niewielkich rozmiarów, drewniana chatka. Prowadziła do niej ścieżka. Przed chatą była weranda. Światło, które ukazało się Jane pochodziło właśnie stąd. Niewielka stróżka światła przebijała się przez szparę w drzwiach. Jane podeszła bliżej. Stare deski skrzypiały za każdym razem, gdy poczyniła krok. Znalazła się przed drzwiami. Zapukała, odpowiedziała jej cisza. Zapukała jeszcze raz, ponownie nikt się nie odezwał.
-Jest tam.. kto?- Zapytała, a w jej głosie można było wyczuć lęk. Niestety i tym razem głucha cisza. Miała odejść, lecz myśląc o tym, że to może być jej ostatnia deska ratunku przełamała się i weszła do środka...
Gdy otworzyła drzwi do jej nozdrzy uderzył smród, smród jakiego nigdy nie czuła, smród rozkładających się zwłok. To unosiło się wszędzie. Na podłodze zauważyła zaschniętą plamę krwi. Lecz krew nie była tylko na podłodze. Nie było takiego miejsca w chacie, by nie było ono zapaskudzone krwią. Jane prawie zwymiotowała. Na środku stał stół. na nim leżało ciało, z którego pochodził nieprzyjemny zapach. Zwłoki były zmasakrowane, aczkolwiek po paru chwilach Jane rozpoznała w nich swoją sąsiadkę- Jasmine.. Gdy ją zobaczyła coś w niej pękło. Chciała znaleźć oprawcę i dokonać zemsty. Lecz z drugiej strony wiedziała, że w ten sposób może podzielić los przyjaciółki. Zaginęła zaledwie miesiąc temu. Jane jak i inni mieszkańcy zaangażowali się w poszukiwania. Przeszukali każdy zakątek miasta. Ale nie lasu..
-Czemu ktoś posunął się do tak brutalnego morderstwa..-Powiedziała prawie niedosłyszalnie.
Po chwili zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Po prawej stronie zauważyła narzędzia.
-To pewnie te, którymi zadawał ból Jasmine..-Powiedziała sama do siebie.
Na małym drewnianym blacie stolika leżało mnóstwo narzędzi. Niektóre przypominały narzędzia chirurgiczne, lecz większość to były zwykłe młotki i noże najróżniejszych wielkości. Wśród nich jej uwagę zwrócił jeden przedmiot. Był to nóż. Na jego stalowej rękojeści Jane zauważyła grawer ''Dla Luke'a od ojca''.. Wiedziała, że to nóż tego, który winien jest śmierci Jasmine.. Długo obracała ostrze w dłoniach.. Straciła poczucie czasu.. Usłyszała kroki. Były coraz bliżej.. Stukot butów przypominał oszalałe kołatanie serca Jane. Miała właśnie rzucić się do drzwi, lecz coś ją powstrzymało. Ukryła się pod łóżkiem..
Po paru chwilach w drzwiach pojawiła się tajemnicza sylwetka. Był to postawny mężczyzna. Mógł mieć co najwyżej 27 lat. Na czoło opadały mu kosmyki brązowych włosów. Miał krótkie, aczkolwiek bujne włosy. Zdecydowanie broda, którą posiadał postarzała go, ale dodawała męskości. Zdawać mogło by się, że nie skracał jej od bardzo dawna. Ubrany był w koszulę i ciepłą kurtkę. Na koszuli zauważyła pojedyncze plamy krwi. Nie miała najmniejszych wątpliwości co do tożsamości jej właścicielki. Ubrany był także w znoszone, niebieskie jeansy. Na nogach miał ciężkie, czarne oficerki. Takie same jakie nosił jej ojciec. W jego oczach dostrzegła narastający gniew. Wiedział, że ktoś zakłócił spokój jego domostwa. Nie podobało mu się to. Nienawidził intruzów. Lecz nie wiedział, że Jane nadal tam jest...
To było by na tyle w drugim rozdziale opowieści o Jane. Mam nadzieję, że historia choć trochę Was zaciekawiła. Piszcie w komentarzach co o niej sądzicie. Kolejny rozdział już wkrótce. Tymczasem żegnam się z Wami i do następnego razu ;)
Będę pierwsza, będę pierwsza!! :D
OdpowiedzUsuńWiesz, że mi się to podoba. ;)
Tak ogólnie będzie to chyba moja pierwsza niesiatkarska historia, którą przeczytam :P Czuj się wyróżniona :PP
Pozdrawiam i całuję,
Twoja Dzuzeppe :*
O kogo moje oczy widzą ; p Czuję się niesamowicie wyróżniona :D I dziękuję bo to Ty dałaś mi takiego przysłowiowego kopa do działania ;) Mam nadzieję, że coś z tego bloga będzie ;) A Twoje siatkarskie historie dały mi natchnienie :D :p Pozdrawiam ~Viktoreek :*
UsuńPowiem tak : Historia mi się średnio podoba. Ale podoba mi się twój styl pisania wiem, że to dopiero początek tej historii.
OdpowiedzUsuńHistoria z czasem się rozkręci ;) Mam już w głowie ogólny zarys, więc mam nadzieję, że wyjdzie ciekawie ;)
Usuń