sobota, 2 listopada 2013

Punkt wyjścia

Strach. Gościł w jej umyśle od samego początku, lecz z każdą chwilą przybierał na sile. Od dwóch godzin zajmowała to samo miejsce. Kryjówka pod łóżkiem nie należała do najwygodniejszych, ale dawała jej szansę na przetrwanie. Widziała stamtąd bardzo mało, ale wystarczająco by obserwować każdy jego ruch. Od chwili przybycia zajmował się tylko czyszczeniem narzędzi. Robił to z niesamowitą precyzją. Każdy ruch był doskonały. Gdy ścierał krew Jasmine z ostrzy czuła obrzydzenie. Nienawidziła go odkąd go ujrzała. Przez długi czas czyścił swoje narzędzia tortur..

Jane dygotała z zimna. Wydawało się jej, że wewnątrz jest jeszcze chłodniej niż na dworze. W chacie co prawda ogień płonął w kominku, ale ona była zbyt daleko by poczuć jego ciepło. Nie czuła rąk i stóp. Miała wrażenie, że po prostu są martwe. Ale choć była zmarznięta to wolała czuć chłód niż stanąć z nim oko w oko. Była przerażona. Przez cały ten czas obmyślała plan ucieczki. Wybiegłaby z chaty, ale co potem? Las był labiryntem, a on znał go doskonale. W otwartej walce także nie miała szans. Miała broń, ale on był sprytny i zwinny. Powoli traciła nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze ujrzy Jim'a i bliskich. Musiała się stąd wydostać za wszelką cenę. Nawet jeśli musiałaby go zabić..

Odłożył narzędzia na swoje miejsce. Chwilę kręcił się po chacie w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu. Ze skrytki pod podłogą wyciągnął siekierę. Widać było na niej ślady użytkowania. Podszedł do ciała Jasmine. Wpatrywał się w jej zwłoki przez dłuższą chwilę. Można było odnieść wrażenie, że żałuje tego czego dokonał. Nic bardziej mylnego, efekt jego ''pracy'' napawał go dumą. Choć jeszcze nie skończył, na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech. Jane przez chwilę zastanawiała się co on zamierza. Po chwili zrozumiała, że chce ją poćwiartować. Jednak nie zaczął od razu dzielić Jasmine na kawałki. Ostrą krawędzią siekiery wytyczył linie. Jane była zdezorientowana. Nie wiedziała co robić. Gdyby tylko się ruszyła on natychmiast by to usłyszał. Ale przecież nie mogła bezczynnie przyglądać się temu procederowi. Nie chciała na to patrzeć, ale była zmuszona. Przy każdym odrąbywanym kawałku łza ciekła jej po policzku. Wszystkie wspomnienia związane z Jasmine powróciły. Znały się od dziecka, były najlepszymi przyjaciółkami. Jasmine była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Czas przerodził się w wieczność. Takiej śmierci nie życzyłaby największemu wrogowi, oprócz jego. Zemsta była w tym momencie ważniejsza niż ratunek. Odcięte kawałki wkładał do worka. Zwykłego czarnego, worka na śmieci. Włożył ostatni kawałek ciała, oprócz.. głowy. Głowę umieścił w innym worku. Posprzątał po czym wziął worki i wyszedł...

Jane odetchnęła z ulgą, ale była pogrążona w smutku i żalu. Ten człowiek zamordował i zmasakrował bliską jej osobę. Zaledwie miesiąc temu Jane miała jeszcze nadzieję, że ją odnajdzie. Teraz była już pewna, że nigdy by jej nie znalazła. Odczekała długą chwilę zanim opuściła kryjówkę. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Wszystko było takie samo. Zniknęły tylko zwłoki i plamy krwi. Zanim wyszła, podeszła do kominka i ogrzała się. Nigdy nie cieszyła się tak na widok ognia jak teraz. Nim wyszła zabrała ze stolika jeden z noży. Odwróciła się na chwilę by ostatni raz spojrzeć na wnętrze chaty i opuściła je...

Na zewnątrz było ciemno. Minęła dłuższa chwila nim jej oczy znów przyzwyczaiły się do mroku. Miała latarkę, ale nie użyła jej by nie ściągnąć jego uwagi. Nie wiedziała w którą stronę poszedł. Wiedziała tylko,że ostatnią rzeczą jakiej pragnie to natknąć się na niego. Nie wiedziała w którą stronę idzie. Las był labiryntem. Wszystko było identyczne z wyjątkiem drzew. Każde było odrobinę inne od poprzedniego. Każde jedno było elementem całości. Nie wiedziała co począć. Strach i pragnienie zemsty przyćmiewały zdrowy rozsądek Jane. Była słaba, od dawna nic nie jadła. Oddałaby wszystko za choćby odpadki z restauracji. Ale nie mogła myśleć teraz o jedzeniu. Musiała to przetrwać, choć nie było to łatwe..

Ujrzała światło, uśmiechnęła się, ale uśmiech zniknął równie szybko jak się pojawił. Wiedziała bowiem. że gdzie jest światło tam jest on- Luke. Im bardziej zbliżała się do światła tym więcej się ich pojawiało. To co tam zastała przerosło jej największe obawy...


To na tyle w rozdziale trzecim ;) Historia powoli się rozkręca. Widzę, że pomału Was przybywa ;) Myślę, że 4 rozdział pojawi się już wkrótce. Tymczasem żegnam się z Wami i do następnego razu ;) Ps. Chciałabym podziękować Dzuzeppe, która pomaga mi rozpowszechniać bloga oraz Kamili za to że wskazuje mi błędy i dzięki niej mogę je poprawić i udoskonalać historię ;) Dziewczyny dziękuję Wam ;* To na tyle, bye ;)  

piątek, 1 listopada 2013

Światło w mroku

Jej oczom ukazała się niewielkich rozmiarów, drewniana chatka. Prowadziła do niej ścieżka. Przed chatą była weranda. Światło, które ukazało się Jane pochodziło właśnie stąd. Niewielka stróżka światła przebijała się przez szparę w drzwiach. Jane podeszła bliżej. Stare deski skrzypiały za każdym razem, gdy poczyniła krok. Znalazła się przed drzwiami. Zapukała, odpowiedziała jej cisza. Zapukała jeszcze raz, ponownie nikt się nie odezwał.
-Jest tam.. kto?- Zapytała, a w jej głosie można było wyczuć lęk. Niestety i tym razem głucha cisza. Miała odejść, lecz myśląc o tym, że to może być jej ostatnia deska ratunku przełamała się i weszła do środka...

Gdy otworzyła drzwi do jej nozdrzy uderzył smród, smród jakiego nigdy nie czuła, smród rozkładających się zwłok. To unosiło się wszędzie. Na podłodze zauważyła zaschniętą plamę krwi. Lecz krew nie była tylko na podłodze. Nie było takiego miejsca w chacie, by nie było ono zapaskudzone krwią. Jane prawie zwymiotowała. Na środku stał stół. na nim leżało ciało, z którego pochodził nieprzyjemny zapach. Zwłoki były zmasakrowane, aczkolwiek po paru chwilach Jane rozpoznała w nich swoją sąsiadkę- Jasmine.. Gdy ją zobaczyła coś w niej pękło. Chciała znaleźć oprawcę i dokonać zemsty. Lecz z drugiej strony wiedziała, że w ten sposób może podzielić los przyjaciółki. Zaginęła zaledwie miesiąc temu. Jane jak i inni mieszkańcy zaangażowali się w poszukiwania. Przeszukali każdy zakątek miasta. Ale nie lasu..
-Czemu ktoś posunął się do tak brutalnego morderstwa..-Powiedziała prawie niedosłyszalnie.

Po chwili zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Po prawej stronie zauważyła narzędzia.
-To pewnie te, którymi zadawał ból Jasmine..-Powiedziała sama do siebie.
Na małym drewnianym blacie stolika leżało mnóstwo narzędzi. Niektóre przypominały narzędzia chirurgiczne, lecz większość to były zwykłe młotki i noże najróżniejszych wielkości. Wśród nich jej uwagę zwrócił jeden przedmiot. Był to nóż. Na jego stalowej rękojeści Jane zauważyła grawer ''Dla Luke'a od ojca''.. Wiedziała, że to nóż tego, który winien jest śmierci Jasmine.. Długo obracała ostrze w dłoniach.. Straciła poczucie czasu.. Usłyszała kroki. Były coraz bliżej.. Stukot butów przypominał oszalałe kołatanie serca Jane. Miała właśnie rzucić się do drzwi, lecz coś ją powstrzymało. Ukryła się pod łóżkiem..

Po paru chwilach w drzwiach pojawiła się tajemnicza sylwetka. Był to postawny mężczyzna. Mógł mieć co najwyżej 27 lat. Na czoło opadały mu kosmyki brązowych włosów. Miał krótkie, aczkolwiek bujne włosy. Zdecydowanie broda, którą posiadał postarzała go, ale dodawała męskości. Zdawać mogło by się, że nie skracał jej od bardzo dawna. Ubrany był w koszulę i ciepłą kurtkę. Na koszuli zauważyła pojedyncze plamy krwi. Nie miała najmniejszych wątpliwości co do tożsamości jej właścicielki. Ubrany był także w znoszone, niebieskie jeansy. Na nogach miał ciężkie, czarne oficerki. Takie same jakie nosił jej ojciec. W jego oczach dostrzegła narastający gniew. Wiedział, że ktoś zakłócił spokój jego domostwa. Nie podobało mu się to. Nienawidził intruzów. Lecz nie wiedział, że Jane nadal tam jest...


To było by na tyle w drugim rozdziale opowieści o Jane. Mam nadzieję, że historia choć trochę Was zaciekawiła. Piszcie w komentarzach co o niej sądzicie. Kolejny rozdział już wkrótce. Tymczasem żegnam się z Wami i do następnego razu ;)